Od bardzo wielu dni chodzę smutna. Pokłóciłam się z chłopakiem, a ten wypomniał mi, że jedynie on zarabia na utrzymanie naszego mieszkania, że jestem leniwa, bezużyteczna i nic nie ważna. Było mi wówczas niezmiernie przykro, niemniej jednak odkąd pamiętam, kiedy ktoś zwrócił mi uwagę, która dotknęła mnie dogłębnie brałam się w garść tak bardzo, że przeskakiwałam wszelakie standardy. Tak było i tym razem. Postanowiłam ruszyć do przodu- zerwałam z chłopakiem i przeprowadziłam się do Norwegii ( do koleżanki), popożyczałam odrobinę pieniędzy, wzięłam mały kredyt i wystartowałam z własnym biznesem. Wbicie się w norweski rynek to nie była taka prosta sprawa. Musiałam bardzo wiele kombinować, pytać, inwestować, starać się a głównie stresować. Mało wtedy spałam. Praca związana z otwieraniem lokalu kosztowała mnie tak wiele nerwów oraz dodatkowo nieprzespanych nocy, że chodziłam na wpół żywa. Natomiast prawie każdy wysiłek, każdy nakład pracy, prędzej czy w przyszłości się opłaci. Tak się stało ze mną. Po mniej więcej ośmiomiesięcznej harówce zaczęło dziać się coś pozytywnego. Ludzie okazywali odrobinkę zainteresowania, oferowali pomoc. Zaczęłam żyć norweskim życiem i rytmem. Nie musiałam specjalnie się starać, by się utrzymać , ponieważ bardzo pomagała mi koleżanka, u której mieszkałam. Zarobki zaczęły płynąć powoli, ale mierzyłam wysoko. Wiedziałam, że rynek norweski jest jednym z najkorzystniejszych i najlepiej dochodowych ( dlatego zdecydowałam się przylecieć aktualnie tutaj) musiałam wyłącznie się wdrożyć, przeznaczyć odpowiednią ilość czasu żeby przesiąknąć kulturą i przyzwyczajeniami. I tak w tej chwili się stało po tych ośmiu miesiącach coś tknęło, ludzie się zainteresowali, pierwsze dochody wpływały na konto. Czułam się wspaniale. Nikomu przenigdy nie pozwolę powiedzieć, że jestem bezwartościowa. Patrz, czego dokonałam!
Zobacz też: księgowy w Norwegii